Uszyłam takie coś. Prostą sukienkę z rękawkiem ciut za łokieć. Wykrój czekał latami...latami, bo pochodzi z numeru Burdy z 2001 roku - i wtedy już ta sukienka wpadła mi w oko. Spóźniłam się tylko jakieś 10 lat ?! (....bez komentarza....)
Tkanina kupiona przez internet, miejscami błyszczy jak satyna, miejscami jest matowa. Jak ją zobaczyłam po raz pierwszy na żywo - pomyślałam "może jednak zasłonki, może poduchy..." :) - jest sukienka.
Moja druga sukienka w życiu, tym razem bez podszewki...(wg mojego małżonka tutaj nie potrzebnej - hmmm...podobno nic nie prześwituje), a materiał przyzwoity na lewej stronie.
Powiem szczerze , że więcej chyba z tej tkaniny nic nie uszyję....:/ (a został mi jeszcze mały kawałek )...koszmar jakiś...marszczyło się "cudownie", ślizgało....wszycie zamka doprowadziło mnie do rozpaczy...no prawie... ale...nie poddałam się...stwierdziłam, że najwyżej czegoś się nauczę...(...yyy.... cierpliwości?).
Tak czy siak...sukienka jest, nie jest to model "najwyższych lotów"...ale przyznam, że jak ją przymierzyłam...stwierdziłam, że nie jest tak źle...(czy ja zawsze tak dramatyzuję przy tym szyciu?...) - i nawet fajnie się w niej czuję...
Jedną tylko rzecz bym zmieniła...uszyłabym sukienkę jeszcze raz z jakiejś innej tkaniny , najlepiej z domieszką stretchu.
...w sumie może kiedyś....(tylko żebym znów nie czekała 10 lat :) )
A teraz moja skromna sukienka...między innymi na mojej skromnej osobie.
|
Kłaniam się nisko.....no dobra...dygam tylko....:) |
|
Przy błysku flesza...efekt satyny... |
|
...tutaj z paseczkiem w talii.... |
Poniżej zdjęcie - tak wyglądał model oryginalny Burda Special z 2001 roku
Wszelakie komentarze mile widziane!
Pozdrawiam! Monia